Podróż Toskania: Strada del Vino
4 września 2008 r.
Toskania to kraina mlekiem i winem płynąca. Z owczego mleka robi się znakomite i słynne na cały świat sery Pecorino, a toskańskie wino jest klasą samą dla siebie.
Wśród podróżników nie ma chyba nikogo, kto nie słyszałby o Chianti. To pagórkowaty obszar pomiędzy Florencją i Sieną. W przeszłości była to ziemia niezgody i wojen pomiędzy dwoma zwaśnionymi miastami-państwami. Dzisiaj słynie z win noszących nazwę regionu. Najbardziej znaną apelacją jest Chianti Classico. Łatwo je rozpoznać, bo na butelkach oznaczone jest czarnym kogutem.
Podczas pobytu próbujemy win od różnych producentów. Ceny są niewygórowane. Niezbyt wymagający turysta znajdzie tu całkiem niezłe wino w cenie do 5 €. Ale na Chianti można się też srodze zawieść. Słabe wino bywa tutaj równie często jak dobre. Sprawdzić to można tylko w jeden sposób - próbować.
Tym razem jednak omijamy ten słynny region. Okazuje się bowiem, że prawdziwe perły znajdują się zupełnie gdzie indziej. Tam właśnie się udajemy.
A miała być tylko kawa 2008-09-04
4. września 2008 r.
Rozmawiamy z naszymi gospodyniami, pytając o winnice warte odwiedzenia. Wskazują nam największego producenta w regionie - firmę PETRA. Dostajemy orientacyjne namiary i jedziemy. Klucząc lokalnymi drogami docieramy pod bramę wjazdową. Zamknięta. Przed nami rozciąga się nowoczesny kompleks budynków bardziej przypominający fabrykę niż winnicę. Z portierem nie możemy się porozumieć. Ale właśnie brama się otwiera i wyjeżdża motorowerzysta. Wyjaśnia nam, że oczywiście przyjmują wycieczki, ale trzeba się wcześniej telefonicznie umówić. Trochę nas to dziwi, chociaż z drugiej strony jesteśmy zadowoleni. Nie ma tu klimatu, którego szukamy i przechodzi nam ochota odwiedzać to miejsce. Ruszamy dalej, ale już bez planu.
Po niespełna 500 m po lewej stronie drogi napotykamy na samotnie stojący niepozorny dom. Przed nim beczka po winie, a na niej kilka pustych butelek. Do beczki przybity kawałek tektury z odręcznym napisem: "Wine Shop". Obok takiej reklamy nie można przejść obojętnie. Zaczyna nam się to podobać. Zatrzymujemy się i wchodzimy do środka. Wewnątrz panuje półmrok. Pomieszczenie przypomina mały bar, wyposażony w drewniane ławy. Poza nami i sprzedawcą nie ma nikogo. Zasiadamy na stołkach przy ladzie i zaczynamy degustację.
Z rozmowy ze sprzedawcą dowiadujemy się, że jesteśmy we wsi San Lorenzo, kilkanaście kilometrów na południe od Suvereto. Sklep jest częścią winnicy: Petricci e Del Pianta. Próbujemy sześć gatunków. Wybieramy trzy. Szczególnie przypadło nam do gustu Nubio. Owocowy zapach z przewagą wiśni, ciemno rubinowy kolor. W smaku umiarkowanie wytrawne, dosyć gęste. Wyczuwa się korzenny smak charakterystyczny dla długiego starzenia w dębowych beczkach. Niezłe jest też Ceresecco - "młodszy brat Nubio". Rewelacją okazuje się jednak Stillo, wino deserowe produkowane ze suszonych winogron. Gdy sprzedawca nalewa nam do kieliszków odmierzając krople rozumiemy, że mamy do czynienia z czymś naprawdę wyjątkowym. Kupujemy dwa kartony i pakujemy do bagażnika. Pytamy, czy można zobaczyć winnicę i proces produkcji. Sprzedawca nie ma zbyt dużo do roboty, więc zabiera nas na drugą stronę drogi do równie niepozornych jak sklep zabudowań. Tu w rzędzie stoją kadzie z fermentującym sokiem. Wchodząc po drabinie możmy nawet zajrzeć do środka. Dużo "bąbelków". W magazynie wino dojrzewa w beczkach. Na nich nazwy dopiero co próbowanych trunków. Jesteśmy zadowoleni z wizyty. Żegnamy się z gospodarzem i ruszamy dalej w drogę.
Jedziemy na wyczucie, skręcając to w lewo to w prawo. Po kilku zakrętach odczytujemy tablicę przy drodze: "Strada del Vino". Nie mogliśmy lepiej trafić. Winnice po obu stronach. Na poboczu od czasu do czasu pojawiają się drogowskazy zachęcające do wjazdu. Korzystamy z pierwszej okazji. Wybieramy gruntową aleję obsadzoną cyprysami. Zauważamy, że winnica otoczona jest niskim drucianym płotem. Czyżby był pod prądem ? Postanawiamy na wszelki wypadek nie sprawdzać.
Wjeżdżamy na podwórze. Żar leje się z nieba. Trafiamy na sjestę. Żywego ducha. Nawet psu nie chce się szczekać. Siadamy w cieniu na ławce pod drzewem, w nadziei, że może ktoś wyjdzie. Gospodarze mają jednak twardy sen. Po kilkunastu minutach ruszamy dalej.
Jedziemy "drogą wina". Zastanawiamy się, gdzie możemy dalej kontynuować degustację. Dostrzegamy strzałkę: winnica "Serraiola". Brzmi nieźle. Wjeżdżamy. Mały parking i zabudowanie przypominające stary fort. Wysoki mur. Obok beczki imitujące stoliki. Wielka brama. Wewnątrz duża hala i rzędy beczek. Pełnych ! Wewnątrz półmrok i przyjemny chłód. Wita nas uśmiechnięta gospodyni. Pyta, skąd jesteśmy. Gdy słyszy, że z Polski, mówi, że lubi Bońka: "Często pokazuje się we włoskiej telewizji. Inteligentny facet." Chwalimy się, że pochodzimy z tego samego miasta. Z uznaniem kiwa głową.
Gospodarz wnosi talerz sera i chleba. Gospodyni napełnia kieliszki. Zna się na swoim fachu. Stopniuje napięcie. Pierwsze wino: "Cervone". Brzmi swojsko, ale jakieś cienkie. Przechodzimy do "Lentisco". Napięcie rośnie. Tu już czuje się efekty starzenia w dębowych baczkach. Ale "Campo Montechristo" to już zupełnie inna liga. Znowu wynosimy dwa kartony. Degustacja wina to bardzo przyjemne zajęcie. I szybko mija czas. Trzeba jednak mieć kierowcę w zapasie. Żegnamy się z gospodarzami i jedziemy dalej.
Wypiliśmy już sporo wina. Teraz chciałoby się napić dobrej kawy. Szukamy jakiegoś miasteczka w pobliżu. Droga prowadzi do Suvereto. Parkujemy w wąskiej uliczce. Jest mały kościółek, pomnik żołnierza, cukiernia i stoliki rozstawione w cieniu pod drzewami. Zamawiamy kawę i lody. Po krótkiej chwili orzeźwienia zaczynamy rozglądać się po okolicy.
Mały plac stanowi jakby taras widokowy. W dole domki z czewonymi dachami wśród zielonych drzew. Klimat jak na działkach. Za plecami wysokie mury miejskie. Pośrodku otwarta brama zaprasza do wejścia. Więc ruszamy. Przechodząc przez bramę wkraczamy do innego świata. Średniowieczna zabudowa, wąskie uliczki, różnice poziomów, schody to w górę to w dół. Na ulicach pustki. Życie jakby zamarło. Tylko wychodzące na ulice ogródki barów i tratorii pozwalają domyślać się, że nie zawsze jest tutaj tak pusto.
Jesteśmy pod dużym urokiem tego miejsca. Kto by się spodziewał, że przyjeżdżając tylko na kawę napotkamy taką perełkę ? Toskania po raz kolejny zaskakuje. Są tutaj miejsca nieznane i urzekające. Są też te słynne, zatłoczone, które ostatecznie rozczarowują.
Vino Nobile di Montepulciano 2008-09-05
5. września 2008 r.
Tego dnia mamy dłuższą trasę. Miło jest jednak podziwiać krajobraz Toskanii nawet z okna samochodu. Montepulciano to najdalej wysunięty na wschód punkt naszej dzisiejszej podróży. Na miejscu parkujemy po południowo-zachodniej stronie, pod murami miasta. Ulokowało się ono na niewielkim wzgórzu. Z parkingu podziwiamy widok na winnice leżące u jego stóp.
Wchodzimy przez bramę. Wąska uliczka prowadzi do Piazza Grande. Tutaj niespodzianka. Siedziba gminy mieści się w budynku w stylu Palazzo Vecchio we Florencji. Jest mniejszy, bardziej zaniedbany i z dużo niższą wieżą. Ale nie sposób nie zauważyć podobieństwa. Wąskimi, kręconymi schodami docieramy na dach, gdzie urządzono mały taras widokowy. Miejsce dla tych, którzy nie mają lęku wysokości. Ponad dachami udaje się uwiecznić kilka toskańskich krajobrazów.
Drugą atrakcją Piazza Grande jest Katedra, zbudowana na początku XVII w. Surowa, niedokończona fasada rzuca duży cień na plac. Dlatego schody przed Katedrą to ulubione miejsce do krótkiego odpoczynku. Wybieramy jednak Caffetteria del Duomo obok ratusza. Na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem sympatyczna. Zamawiamy kawę i lody. Siedząc przy stoliku obserwujemy przygotowania do występu regionalnego zespołu. Na koncercie jednak nie zostajemy.
Ani kawa, ani lody nie zachwycają. Po raz pierwszy spotykamy się z nieuprzejmą obsługą przez kelnera. Płacimy przy barze nie zostawiając napiwku. Odradzamy to miejsce.
Cały czas rozglądamy się za sklepami z winem. To "zagłębie" Vino Nobile di Montepulciano i cel naszej podróży. Niestety jakby zapadły się pod ziemię. Wyjeżdżamy lekko rozczarowani. Na szczęście tuż za miasteczkiem przy drodze SS146 znajdujemy winnicę. Wzrok przyciąga malowniczy ceglany budynek w kształcie oktagonalnym. Trafiamy do winnicy Triacca Santavenere. Tutaj wytwarza się wino Poderuccio. Na etykietach widać tą oktagonalną altanę. Toskańskie wina w większości wytwarzane są ze szczepu Sangiovese. Dotyczy to także apelacji Vino Nobile di Montepulciano. Nie należy mylić ze szczepem o nazwie Montepulciano, który uprawiany jest w sąsiedniej Abruzii. Te wina dla odmiany noszą nazwę Montepulciano d'Abruzzo. Ale to już inna historia.
Degustujemy i wybieramy rocznik 2004. Jak zwykle najbardziej poszkodowany jest kierowca. Ale po powrocie na niego czekać będzie specjalna butelka.
Pecorino - toskański ser 2008-09-05
Jedziemy lokalną drogą w kierunku zachodnim. Okolica jest łagodnie pagórkowata.
Zatrzymujemy się na dużym parkingu pod miasteczkiem. Znowu brama. Średniowieczny układ wąskich uliczek, odświętnie udekorowanych flagami. Spory ruch pieszy. Aż trudno czasami sfotografować ciekawe kamieniczki.
Pienza słynie z wyrobu i sprzedaży sera Pecorino Toscano. Sprzedaje się go tutaj zarówno do bieżącej konsumpcji jak i w charakterze suwenirów. W małych sklepikach półki aż się uginają. Oferuje się go w różnych kształtach, wielkościach i oczywiście smakach.
Można degustować podobnie jak wino. Tym razem kierowca nie jest poszkodowany. Pecorino to ser twardy, dojrzewający. Wyrabiany z owczego mleka. W smaku trochę pikantny. Lekko słony. W zależności od stopnia dojrzałości może być kruchy i twardy, trudny do krojenia nożem, lub miększy, bardziej plastyczny. Producenci wytwarzają go w wersji śmietankowej (bez dodatków) lub z dodatkami. Tradycyjnym dodatkiem jest pieprz. Taki ser nazywa się wówczas Pecorino Pepato. Ale stosuje się także chili, orzechy, a nawet trufle. Często myli sie go z Parmezanem, ale w odróżnieniu od Pecorino, ten wytwarzany jest z krowiego mleka.
Pecorino wykorzystuje się jako składnik potraw na przykład do makaronów, ale przede wszystkim jako dodatek do wina lub nawet deser. Podany z gruszkami i orzechami oraz polany miodem smakuje wybornie.
Pecorino Toscano to jedna z czterech odmian tego sera. Pozostałe trzy to Pecorino Romano, Pecorino Sardo oraz Pecorino Siciliano. Receptura jest bardzo stara, sięgająca nawet czasów starożytnych. Dawniej warzyli go pasterze. Obecnie produkowany jest na szeroką skalę, eksportowany do wielu krajów Europy, a także USA. Stanowi jedną z wizytówek Toskanii.
Zaopatrzeni w sery dla siebie i przyjaciół ruszamy w dalszą drogę.
Brunelo di Montalcino 2008-09-05
Od pierwszych chwil planowania podróży do Toskanii, Montalcino stanowi jeden z głównych jej celów. Małe, średniowieczne miasteczko, położone ok. 30 km na południe od Sieny przyciąga artystów i często bywa opisywane w literaturze.
Powód jest niezmiennie ten sam. Najlepsze wino w Toskanii. Zwie się ono Brunello di Montalcino. Tradycyjnie uprawiany szczep winorości znany w całej prowincji jako Sangiovese tutaj zwany jest Brunello.
Brunello di Montalcino to wino o ciemnorubinowym kolorze. Cieliste i aromatyczne. W zapachu i smaku wyczuwa się czarną porzeczkę, wiśnie, malinę, czekoladę, a nawet fiołki. Jest gładkie, znacznie mniej wytrawne niż sąsiad z północy - Chianti. Nie trzeba być specjalistą, by wyczuć, że degustuje się coś naprawdę wyjątkowego.
Swój aromat i smak zawdzięcza unikalnemu mikroklimatowi okolic Montalcino. To najcieplejszy, a zarazem najbardziej suchy obszar w całej Toskanii. W tych warunkach winogrona szybko dojrzewają.
Brunello di Montalcino posiada najwyższą kategorię DOCG. Jego produkcja odbywa się według bardzo restrykcyjnych zasad poczynając od lokalizacji winnicy, aż po proces butelkowania. Gotowe wino jest starzone co najmniej cztery lata, w tym minimum dwa w beczkach ze słoweńskiego dębu. Jego sprzedaż nie może odbywać się wcześniej niż cztery miesiące po "zabutelkowaniu".
W okolicach Montalcino działa ponad 200 winiarzy, najczęściej drobnych rolników prowadzących niewielkie rodzinne winnice.
Słońce chyli się ku zachodowi. Na wzgórzu widać już miasteczko. Po lewej stronie drogi kamienne zabudowania. Nie ma płotu, ani bramy. Zatrzymujemy się na podjeździe. Wchodzimy na podwórze. Wita nas mężczyzna w średnim wieku w roboczym kombinezonie. Zagajamy po angielsku. Nie reaguje. Tego się obawialiśmy. Może być problem z komunikacją. A ten do nas zwraca sie po polsku. Pytamy, skąd wie, że jesteśmy Polakami. Po tablicy rejestracyjnej. Okazuje się, że od kilku lat pracuje tutaj jako robotnik sezonowy.
Wyjaśniamy, że chcemy spróbować wina. Prowadzi nas do wnętrza budynku. Tam spotykamy miłych i uśmiechniętych staruszków w otoczeniu licznej rodziny. Pytają, czy chcemy kupić. Potwierdzamy, ale najpierw chcemy spróbować.
We wnęce w murze ułożonych jest kilkadziesiąt jednakowych butelek Ferro. Na etykiecie zdjęcie budynku, w którym sie znajdujemy. Obok kartka z ceną: 20 €. Nie mamy wątpliwości. Dobre wino musi mieć swoją cenę. Gospodyni wyjmuje butelkę, otwiera ją i nalewa do kieliszków. Jest nawet lepsze niż się spodziewaliśmy. Szybka decyzja: bierzemy karton. Gospodarze prowadzą nas do małego, ciemnego pomieszczenia obok. Tutaj w dwóch wielkich beczkach dojrzewa Ferro. Robimy kilka zdjęc na pamiątkę. Żegnamy sie z gospodarzami i wychodzimy. Gdy wsiadamy do samochodu słyszymy z wnętrza domu wybuch entuzjazmu. Wydaje się nam to całkiem sympatyczne.
Montalcino to urokliwe miasteczko. Szkoda, że jesteśmy tak późno. Przechodząc, na rogu ulicy zauważamy małą rodzinną restaurację. Wewnątrz niski sufit z grubymi drewnianymi belkami. Stare, wysłużone, ale bardzo solidne meble. Najwyżej trzy stoliki. Jeden jest wolny. Przy pozostałych nikt nie mówi po włosku. Lokalna kuchnia, ładna oprawa dań i co najważniejsze: bardzo smacznie. Wychodzimy zadowoleni.
Przed nami Fortezza di Montalcino. Średniowieczy zamek, w którym ulokował się największy w miasteczku sklep z winem. Wybór nas przytłacza. Są tu chyba wszystkie gatunki z okolicy. Żona odnajduje Ferro. Cena 15 €. Od tej chwili, gdy otwieram butelkę Brunello di Montalcino zawsze przypomina mi tę historyjkę. A ja cieszę się, bo dzięki temu nazwa wina oraz miasteczka bardzo się mojej rodzinie utrwaliła.
Tym razem kupujemy tylko pamiątkowe korkociagi. Bo przecież bez nich spożywanie wina jest znacznie utrudnione.
Nasze wrażenia 2008-09-05
Turystyka "winna" jest bardzo ciekawą formą spędzania czasu. Poznajemy Toskanię z zupełnie innej perspektywy. Spotykamy ludzi i nabywamy nowych doświadczeń. Z polskiego punktu widzenia jesteśmy pod dużym wrażeniem, jak łatwo to się odbywa. Toskania bez wina i sera nie byłaby już taka sama. A ponadto nie byłoby tej opowieści.
Zainteresowanych Toskanią zapraszam do zapoznania się z innymi relacjami z tego samego cyklu, które już wcześniej opublikowałem na Kolumberze:
"Droga do Toskanii" pod adresem: http://kolumber.pl/g/69016-Droga%20do%20Toskanii
"Toskania: Florencja" pod adresem: http://kolumber.pl/g/144666-Toskania:%20Florencja
"Toskania: Morze Tyrreńskie" pod adresem: http://kolumber.pl/g/146642-Toskania:%20Morze%20Tyrre%C5%84skie oraz
"Toskania: W samym sercu" pod adresem: http://kolumber.pl/g/146713-Toskania:%20W%20samym%20sercu
Ciąg dalszy o Toskanii nastąpi wkrótce.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
...wynalazca sposobu wytwarzania bąbelków w piwie też się ludzkości zasłużył!...
-
Beniamin Franklin powiedział kiedyś, że odkrycie wina to większe wydarzenie niż odkrycie nowej konstelacji, gdyż gwiazd we wszechświecie jest aż nadto. Wypada się chyba z nim zgodzić, w czym utwierdza mnie Twoja ciekawa relacja z toskańskiego winnego szlaku. Podróż do pozazdroszczenia, tyle że lepiej ją odbyć w towarzystwie kierowcy abstynenta. Pozdrawiam.
-
...warto Toskanię odwiedzić, nie tylko ze względu na wino ... :-) ...
-
Kolejna bardzo ciekawa i sympatyczna podróż po Toskanii, którą przeczytałem z przyjemnością:) Świetnie napisany tekst! Toskania staje się coraz piękniejsza - czekam na ciąg dalszy:) Pozdrawiam!
P.S. 5 euro za butelkę do tyłu, ale za to fajna historia była i bogaci jesteście o nowe doświadczenia:) -
...widocznie kolumber też doszedł do wniosku, że pośpiech przy smakowaniu wina niczemu dobremu nie służy i pracuje dziś w tempie toskańskim, ale ja oczywiście nie odpuszczę!...
-
Dziękuję za zaproszenie do pięknej Toskanii szlakiem wina:)
-
Przyjemnie było pospacerować po Toskanii.
-
Piękna kraina.Muszę tak kiedyś zajrzeć.Pozdrawiam
-
Toskania to jeden z moich ulubionych rejonów.
Interesująca"winna"opowieść-)
Pozdrawiam-) -
...nie ukrywam, że wolę piwo, ale i za zaproszenie na wino dziękuję ... :-) ... !
-
Sympatyczna podróż z akcentem dobrego wina w tle ,pozdrawiam serdecznie z Canady